Fiodor Dostojewski
Zbrodnia i kara
Reżyseria: Andrzej Bubień
Premiera: 12 lutego 2005 r.
„Zbrodnia i kara” to po mistrzowsku skonstruowana powieść kryminalna. Toruńska adaptacja skupia się na dwóch najistotniejszych relacjach zawartych w „Zbrodni i karze” – są to rozmowy Raskolnikowa z Sonią i spotkania Raskolnikowa ze śledczym Porfirym. Raskolnikow zabija starą lichwiarkę. Nikt go nie podejrzewa. Sytuacja idealna. Ale morderca sam stawia sobie pytania, na które nie znajdzie odpowiedzi, ogarniają go uczucia, których nie spodziewał się nigdy. Rozpoczyna się walka – z jednej strony z samym sobą, z dokonaną zbrodnią, z teorią podpierającą ją, z własnym sumieniem; z drugiej – ze światem zewnętrznym. W dramat zabójcy wkracza coraz większy krąg ludzi, m.in. Sonia, której Raskolnikow odsłania swój mroczny sekret i Porfiry Pietrowicz, przed którym nie potrafi się ukryć.
Reżyseria: Andrzej Bubień
Scenografia: Aleksandra Semenowicz
Muzyka: Piotr Salaber
Udział biorą: Ewa Pietras, Matylda Podfilipska, Dariusz Bereski, Filip Frątczak, Marek Milczarczyk.
Fotografie: Wojtek Szabelski
Czas trwania: 2 h 30 min. (1 przerwa)
Recenzje:
„Zbrodnia i kara” w Teatrze im. Horzycy w Toruniu to spektakl ascetyczny, z wielkim szacunkiem dla tekstu Dostojewskiego. Zawiera w sobie dwa ostrożnie wypreparowane wątki. Jest psychomachia Raskolnikowa i Porfirego, walka, którą Raskolnikow musi przecież przegrać, jest wątek Soni i Raskolnikowa. Znów walka – tym razem o duszę zbrodniarza. Czy walka ta zakończy się zwycięstwem? Na to pytanie Bubień nie daje ostatecznej odpowiedzi. Ta adaptacja Dostojewskiego to opowieść o ludzkiej małości. Raskolnikow Filipa Frątczaka, rozwibrowany, neurasteniczny, swojej zbrodni nie popełnia z pychy, lecz raczej z poczucia swej małości. Jakby chciał udowodnić samemu sobie, że może być czymś lepszym. Ta zbrodnia nie przynosi jednak uczucia spełnienia. Jest za to rosnący strach – nie przed karą, lecz przed samym sobą, że nie wyszło, że „to nie to”. Tak rozwibrowany wewnętrznie Raskolnikow mógłby stać się łatwym łupem Porfirego (…) [Porfiry] nie jest policjantem-psychopatą, to mądry człowiek, który przejrzawszy swoją ofiarę, ma dla niej więcej współczucia niż satysfakcji, że rozwikłał kryminalną zagadkę. Śledzenie gry tych dwóch aktorów, doprowadzenie rozhuśtanych emocji na skraj ekspresji to duża, intelektualna przyjemność. Słowem – spektakl, jakich w Polsce teraz mało. Kameralny, z niezwykłą pokorą wobec tekstu. Nic, tylko jechać do Torunia.
Tomasz Mościcki, Foyer 5/2005